poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Anatomia kryzysu cz. 1: zacznijmy palić dolary

Przeglądając doniesienia medialne o kryzysie, giełdzie, dolarze, franku, euro i Grecji uwielbiam klimat nagłówków jak z czasów wojny lub kampanii żniwnej w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. "Euro dzielnie walczy", "Ofensywa na rynkach", "Złoty poległ" - to wszystko zbędne dokładanie emocji do psychologii tłumu. 

Ale jeszcze lepsza jest personalizacja zjawisk ekonomicznych. Uwielbiam, szczególnie panią Drożyznę, która zabiera dzieciom jedzenie i prezenty spod choinki. Zwykle wyobrażam ją sobie podobną do Buki z Muminków i jak słyszę, że trzeba z nią walczyć tworzę w głowie obraz chłopów z widłami i pochodniami, którzy przepędzają w nocy panią Drożyznę z ich wsi. Lubię też walkę z panem Bezrobocie, Wysokim Frankiem, i siostrą Drożyzny, panią Inflacją.

Ponieważ, szczerze mówiąc, ze światową gospodarką znaleźliśmy się ciemnej d..pie, warto sobie wyjaśnić jak się tam znaleźliśmy. Bez bajeczek o Drożyźnie. Bez owijania w bawełnę, bezsensowych tekstów opisujących jeden aspekt ekonomii bez patrzenia na inne. Dlatego przygotuję cykl tekstów poświęconych temu co poszło źle i co może być dalej. W ekonomii wszystko ma swoją przyczynę i swój skutek. Trzeba tylko dobrze się skupić żeby określić prawdziwą przyczynę tego co się właśnie dzieje.

W czterech tekstach skupię się na najważniejszych błędach obecnego systemu i postaram się pokazać jaki miały wpływ na dzisiejszą zapaść.

1. Zaczniemy od polityki monetarnej, czyli co jest złego w tym, że dolar jest walutą światową i USA eksportuje swoją błędy
2. Zajmę się inflacją, cenami surowców
3. Weźmiemy na widelec nieudolne rządy, które leczą raka paracetamolem i zadłużają się jeszcze bardziej
4. Spróbuję spiąć dużą logiczną klamrą tendencje społeczne: demografie (bez niej nie ma ekonomii) z dwoma bardzo różnymi tendencjami: ekologią i konsumpcjonizmem.

Jak nie polegnę na punkcie czwartym, to spiszę wioski w tekście numer pięć. Tyle tytułem, wstępu, a teraz zastanówmy się dlaczego

powinniśmy być jak raperzy i palić hajs.


Wiele razy na klipach rapowych można zobaczyć raperów, którzy podkreślając swój status finansowy palą walutę. Najczęściej są to dolary, ale w biedniejszych krajach, takich jak Polska, popularne jest także  palenie biletów Narodowego Banku Polskiego. Ponoć największy odlot jest po spaleniu banknotu 100 franków szwajcarskich pod bankiem, gdzie stoi kolejka spłacających kredyt za swoje M3 (i nie chodzi mi o BMW).

Jednak, USA powinno dotować z funduszu na rozwój kultury klipy z paleniem dolarów. Zmniejszenie podaży pieniądza może uratować ich biznes.

USA od lat się zadłużały, kreując, przy udziale bardzo niskich stóp olbrzymią ilość pieniądza. Żadnemu innemu krajowi nie udałoby się tego zrobić, bo żadna inna waluta nie jest pieniądzem światowym. Jeżeli NBP drukowałby takie ilości złotówek, to po chwilowym bardzo szybkim wzroście PKB, zabiłaby (dosłownie) nas inflacja. Stany nie mają tego problemu, bo dolary drukowane w USA, krążą po całym świecie. Ceny wszystkich surowców i transakcje, w tym na najważniejszym rynku, czyli ropie, dokonywane są w dolarach. W związku, z tym, jeżeli Polska chce kupić ropę od Wenezueli, najpierw musi kupić dolary. To powoduje, że USA mogą ich drukować olbrzymie ilości.

Jak dużo? Bardzo dużo.
źrodło: wikiepdia
Gotówka i agregat M1 rosną powoli, mniej więcej w tym samym tempie. Agregat M1 to pieniądze na rachunkach bankowych na żądanie. M2, to pieniądz wykreowany elektronicznie przez banki. Trochę go przybyło, prawda?

W ten sposób USA podtrzymywały swoją gospodarkę. Na każdy problem: zwolnienie wzrostu PKB, bezrobocie, zasiłki dla najbiedniejszych, spłata aktualnego zadłużenia była jedna recepta: drukujemy. Trwało to trzydzieści lat Teraz mam odpowiedź na dzisiejsze problemy: palimy. W ramach akcji utylizacji odpadów i wykorzystania surowców odnawialnych w energetyce.

Miliardy dolarów tej chwili krążą po świecie. Szczególnie te wydrukowane po 2008 roku. Te dolary zaczną być problemem USA, kiedy pewnego dnia wrócą do ich kraju lub kiedy dolar przestanie być walutą światową. Na przykład w wyniku kolejnych spadków kursów i ratingów, ludzie pójdą w stronę euro lub juana. USA nie mogą już drukować więcej gotówki, bo świat już jej więcej nie chce. Teraz z problemami wewnętrznymi będą musieli się uporać w inny sposób. Ale zdecydowanie bardziej bolesny.


A dlaczego USA jest właśnie teraz w opałach? Bo na pochyłe drzewo każda koza skacze. Jeżeli inwestorzy z dużą gotówką widzą szansę zysku, to będą z niej korzystać. Będą skakali na pochyłe drzewo, najpierw z ciekawości, żeby tylko sprawdzić czy ugnie się bardziej, a jeżeli tak, to szybo dołączą inne kozy, widząc w tym szansę zysku. Na przykład w formie wyższego oprocentowania obligacji rządowych, co przełoży się na większe zyski ich funduszu, ich klientów i wyższą premię roczną dla nich. Czyli lepsze prezenty pod choinką.

I nie, to nie są niedobrzy panowie w garniturach, którzy chcą zniszczyć czyjeś życie. Ich praca to inwestowanie i ROI, każdy z nas na ich miejscu robiłby to samo. Jeżeli cieszymy się, że nasz fundusz obligacji rośnie, to bierzmy pod uwagę, że gdzieś tam, ktoś dostaje mniejszy zasiłek albo płaci większy podatek, bo koszt obsługi długu publicznego wzrósł. W ekonomi wszystko się łączy, a związki przyczynowo skutkowe są często zaskakujące.


Cały świat ma dolary i cały świat będzie płacił za błędy USA. Zmniejszenie ich ilości jest niezbędne i w naszym interesie. Dlatego bierzmy przykład z raperów i palmy dolary. Tym bardziej, że nie są warte więcej niż papier. I będziemy mieli pełno wojowniczo-patetycznego gadania z USA, o tym jak jankesi ratują kolejny raz świat z kryzysu. Ale to ich konsumpcjonizm go napędził.

Ale o tym już w tekście o inflacji i cenie surowców.


2 komentarze:

  1. "Ale jeszcze lepsza jest personalizacja zjawisk ekonomicznych. "

    Powinno być personifikacja... a może antropomorfizacja? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Słuszna uwaga, dzięki, zapamiętam.

    OdpowiedzUsuń