czwartek, 23 lipca 2009

Uwaga: towar testowany na internautach (cz. 2)

Tak jak obiecałem prezentuję druga część tekstu o testach prosumenckich i marketingu za pomocą flakera, blipa lub innych serwisów mikroblogingowych.


Znaj dokładnie swój produkt, a porażkę przekuj w sukces
Jeżeli nie znasz swojego produktu nie podejmuj się testów prosumenckich. Nie musisz być swoją grupą docelową, żeby czymś handlować, ale musisz mieć świadomość słabych i mocnych stron swojego towaru.

Nie każdy produkt nadaje się do testów prosumenckich. Istotą jest dawanie produktów na własność i możliwość ich szybkiego przetestowania. W związku z czym produkty muszą być w miarę tanie i używane często tak żeby szybko zauważyć różnicę od konkurencji. Bielizna, kosmetyki, chemia domowa świetnie się do tego nadają. Ale testy telefonów czy sprzętu RTV nie spełnią swojej roli. Regularnie dziennikarze lub blogerzy dostają na maile listy produktów dostępnych do testów. Oczywiście, po zwykle tygodniu, muszą je zwrócić nie zniszczone do firmy. Ale to nie jest istota testów prosumenckich – tacy blogerzy wykorzystywani są do promocji i wspierają swoim nickiem jakiś produkt. Ale go nie używają, nie chwalą go przed swoimi znaojmymi. I najważniejsze – nie kupują go. A istotą testów prosumenckich jest to, żeby testujący i jego znajomi kupowali produkty, a nie się nimi bawili.

Firmy, które nie są pewne swoich produktów będą unikały testów bojąc się porażki i negatywnych opinii. Cóż bardziej mylnego – negatywne opinie wyrażone przez 100 testerów mogą pozwolić uniknąć olbrzymiej klęski jaką byłoby zalanie rynku milionami towarów, których nikt nie chce kupić. Porażka wpisana jest w tę formę promocji, a uczciwe i z klasą wycofanie się z nietrafionego pomysłu oraz podziękowanie testerom przysporzy nam fanów. Bądźmy im wdzięczni za krytyczne opinie, które pomogą nam w biznesie.

Trudne pytanie o cenę

Kupić nie kupić potestować można. Wcześniej czy później pojawi się pytanie czy testujący sam kupi produkt, a wtedy padnie magiczne pytanie „za ile?”. Testy mogą wypaść rewelacyjnie, ale jeżeli towar będzie za drogi i tak go nikt nie kupi. Warto o tym pamiętać i ankietować testerów ile byliby skłonni zapłacić za nasz produkt.

Jeżeli rozpoczniemy masowe testy nie uda nam się wysyłać wielu darmowych, drogich towarów i obdarowywać nimi internautów. Do testów prosumenckich świetnie nadają się tylko relatywnie tanie, masowe, często używane i zużywające się produkty. Inaczej nie osiągniemy zamierzonych efektów – szybkiej reakcji, jasnej opinii (fajne lub nie), kolejnych zakupów oraz zdobycia wiernych klientów przynoszących zysk.

Tu zwrócę uwagę na ostanie P, czyli podatki. Przed huraoptymistycznym rozsyłaniem gratisów wszystkim znajomych z internetu zapytajmy się księgowej jak to rozliczyć. Urząd skarbowy może nie podzielać naszego entuzjazmu. Nie jestem doradcą podatkowym, ale rozsądne wydaje mi się sprzedawanie za grosz lub po prostu protokoły zniszczenia.

Testy prosumenckie uchyliły rąbka tajemnicy o tym jak robić marketing wirusowy i być może pozwolą serwisom społecznościowym spieniężyć ruch. Ale to nie jest ani początek ani koniec marketingu. Za jakiś czas spowszednieją, tak jak spowszedniały akcje promocyjne na porównywarkach lub promocja przez adwords w Google. Jedna rzecz silnie przemawia na korzyść testów – one promują rzeczywiście markę, a nie wojnę cenową. Poza tym opinie pozostawione raz w sieci zostaną tam na bardzo długo i mogą nam pomagać nawet kilka lat po pierwszych testach.

P.S. Dzisiejszy odcinek sponsorowała litera P, jak prosument, 4P, pokaż, podatki, porażka i powtarzalność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz