wtorek, 28 lipca 2009

Przepis na polski start-up: marzenia o Ameryce i ułańska fantazja

Moda na start-upy w Polsce trwa w najlepsze. Szkoda, że głównie przypomina wyścig o skopiowanie pomysłów ze stanów. W efekcie wszyscy marzą o serwisie, który odwiedzą miliony ludzi i przyniesie 2.0 złotego przychodu.

Więc mamy polskiego digga, polskiego twittera, polskiego ebaya, polski linkedin, a teraz rozpoczął się bieg do miana polskiego facebooka. Grono i Nasza klasa ścigają się kto wprowadzi pierwszy komunikator dla użytkowników. Przecież ludzie nie mają skypów, gg, tlenów, facebooka. Muszą mieć komunikator na NK albo Grono, bo inaczej nie dogadają się ze znajomymi. Na pewno taka inwestycja jest niesamowicie precyzyjnie skalkulowana. Przeliczono przychody które osiągniemy dzięki komunikatorowi oraz koszty jakie poniesiemy na obsługę większego ruchu. O ile jakiś w ogóle będzie. Ale będziemy mieli polskiego Facebooka i Amerykę nad Wisłą. Cud nad Wisłą dorzucą nam promocyjnie.

Pęcznieje również grupa pościgowa za Twitterem. Fotka jako trzecia na rynku odpala przełomowy projekt Spinacza, który na pewno spowoduje masowy exodus użytkowników Blipa i Flakera. W przełomach i wchodzeniu na rynek z opóźnieniem Fotka ma doświadczenie. Świstak i Finansowo w pierwotnej i w drugiej wersji dają nam podstawę sądzić, że Spinacz osiągnie podobny sukces.

Wszystkie tęgie głowy świata zastanawiają się jak zmonetyzować ruch na serwisach społecznościowych. Pierwsza bańka internetowa pękła po tym jak wszyscy kultywowali hasłu "rosnąć jak najszybciej". A co będzie potem? "Zobaczymy". Już to widzieliśmy.

Masowo teraz powtarzany jest teraz ten sam błąd. Marzeniem polskich startupowców tych dużych i małych jest zdobyć ruch, a potem myśleć o zyskach. Zapominają, że każda wizyta na ich stronie do de facto koszt obsługi, a nie zysk. Szukając ruchu kopiują rozwiązania ze Stanów, nie tworząc nic nowego, co można rozwinąć na cały świat. Czy naprawdę kluczem do rozwoju internetu jest kolejny komunikator, dzięki któremu będę mógł ustawić sobie słodziutki opisik i pisać "jesteś" każdemu kogo mam na liście?

Rozmawiałem ostatnio z przedstawicielami dwóch znanych i uznanych polskich start-upów. Obaj zapytani o model biznesowy udzielili odpowiedzi po której poczułem się jak na dobrej komedii. Jeden opowiedział "jakaś reklama albo coś, ale na razie mamy dotację z UE", drugi, że "inwestor za wszystko płaci". Tak, bo pewnie finansuje ich Caritas. A co do UE, to pewnie Helmut, Jean i John cieszą się, że mogą finansować Twoją przygodę w biznesie. Ani inwestor ani Unia nie będą do nikogo dopłacały wiecznie. Co najwyżej do samego końca. Siebie albo firmy.

Pieniądze w internecie są, ale nie koniecznie w serwisach web 2.0. Szukajcie ich w innych projektach. Zamiast odkrywać od nowa Amerykę i biec z ułańska fantazję i wiarą, że jakoś to będzie w stronę kolejnego wielkiego projektu pomyśl, czy nie lepiej pisać i sprzedawać aplikacje na iPhona lub Facebooka. Rynek i pomysłowość są tutaj nieograniczone. W zasadzie każda duża platforma umożliwia API, które można komercyjnie wykorzystać. Robi to i Allegro i IAI-Shop.com - chętnych zapraszam do współpracy.

Nie potrzebujecie wtedy wielkich inwestycji, a zyski pojawiają się szybko, z każdą sprzedaną aplikacją. Nie musicie tworzyć olbrzymiej i kosztownej infrastruktury, bo ona jest w gestii serwisu na który tworzycie soft. Nie musicie się ograniczać do Polski, a wtedy Wasz sen o Ameryce spełni się jeszcze szybciej.

A to, że nie błyśniecie na netcampie albo barcampie ze swoją prezentacją, to nic strasznego. Myślę, że to jakoś przełkniecie, jeżeli na to spotkanie przyjedziecie najlepszą bryką.

2 komentarze:

  1. No coz, nasza klasa rozwinela skrzydla w kilka miesiecy, po czym wlasciciele zainkasowali od kupujacego sporo milionow. rozumiem, ze troche zal, ze wy sie meczycie od 2000 roku, a tam za taki zerzniety pomysl chlopaki zarobili gruba kase i generalnie to juz nic nie musza robic do konca swych dni,bo wystarczy zainwestowac w instrumenty finansowe i to na dodatek inni beda robic za nich ;).

    a juz z ta najlepsza bryka toz to buractwo czystej wody ;). Niech zgadne : masz przewiany lewy lokiec ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety nie mnasz racji.

    Bajki o milionerach z naszej klasy, którzy skasowali 150 milionów od inwestora to można czytac dzieciom do poduszki. Po pierwsze pieniądze na pewno nie w całości trafiły do ich kieszeni co najwyżej na konto firmy wraz z podniesieniem kapitału zakładowego. Owsze, od razu poszły na pokrycie koniecznej inwestycji w sprzęt. I oczywiście udział założycieli w całym interesie proporcjonalnie zmlałą. Zresztą teraz po kolejnym podniesieniu kapitału wynosi koło zera.

    Czy nic nie muszą robić? Cieżko powiedzięc ile z tych milionów poszło na sprzedaż ich udziiałów w spółce a ile na podniesienie kapitału. Biorąc pod uwagę bardzo szybką i bardzo dużą inwestycję firmy w serwerownuię poszło zdecydowanie więcej na serwerownię niż do prywatnej kieszeni.

    Co do samochodu. Każdy ma jakeiś zabawki. Dla Cieie może to być torebka.

    Co do samej tręsci artykułu - nie zrozumiałaś go do końca. Pytanie tyczy się modelu biznesowego a nie samego faktu zdobycia milionów. Pozatym jeden Popowicz wiosny nie czyni.

    OdpowiedzUsuń